[
NINa i
Brian Backlash, wywiad e-mail, 05.06.2006]
Brian Backlash: Szóstego czerwca ukaże się twój pierwszy solowy album zatytułowany Scene Full of Invisibles. W jaki sposób wybierałeś tytuł płyty i jak on odnosi się do twojej muzyki?
Obecnie pojawiły się opóźnienia w związku z tłocznią płyt. Oni są trochę spóźnieni a ja nie jestem wykonawca z pierwszej strony gazety. Tak wiec nie będzie wydawnictwa zrealizowanego dnia 6.6.06, wielka szkoda, bo album jest już gotowy! Może wydam wtedy singla ("Without My Hand"), ale tylko za pośrednictwem Internetu. Co do tytułu albumu – wpadłem na niego, kiedy grałem na bębnach w jakimś gównianym zespole w klubie CBGB’s. Dałem z siebie 150% energii bez patrzenia się na to, kto był obecny na sali ale w zasadzie nie było tam nikogo. Przejdźmy do następnego koncertu z tym zespołem. Znowu gramy, ta sama gównianą kapela (mowie „gównianą”, bo nie za bardzo byłem w nią zaangażowany, ale nie oznacza to, ze było całkiem do dupy, chociaż ludzie, którzy tam grali byli gówniani), może kilka osób więcej w klubie, ale nie wystarczająco dużo aby się rozgrzać. Kiedy zszedłem ze sceny, dźwiękowiec powiedział mi, ze było tylko kila osób, które sprawdzały nas ze strony CBGB’s przez opcje „live feed”, wiec się roześmiałem. Ile razy nie poszedłbym tam, to zawsze wygląda to jak scena pełna niewidzialnych ludzi. Nikogo nie widać, ale kapele grają, ktoś organizuje im koncerty i „live feed” jest ciągle na chodzie. Uważaj, ludzie będą niedługo oglądać pieprzone koncerty poprzez "Myspace LIVE" HA HA HA. Nowy serwis jest w drodze. Zapamiętacie moje słowa. Tęsknię za czasami, kiedy mogłem występować przed kilkoma setkami pijanych wieśniaków w barze. Żywioł! Czysta, zwierzęca energia, która sprawia, ze skacze na kumpli na scenie, albo rozwalam swoja perkusje. Obecnie to się odbywa na zasadzie „Weźmy naszego Tivo, poszukajmy jakiegoś bezprzewodowego łącza, i oglądnijmy jakiś koncert przy pomocy iPod Video Wi-Fi." Co jest do diabla...!? Ej, zassałem nowe rzeczy z Myspace przez komputer Apple, .... the breach of non-disclosure letter is in the mail!
NINa: Jakiego sprzętu i programów używasz w studiu?
Mógłbym tu zacząć wyliczankę, ale tego nie zrobię. Będę uczciwy, w przeciwieństwie do moich rywali na tym samym szczeblu. Nie, nie mam SSL ani Neve Console w studiu. Nie mam tez ściany z syntezatorów ani innych tego typu zewnętrznych urządzeń. Nie mam kompresorów Avalon ani zestawu Mesa Boogie Dual Rectifier. Czasami ścieżkuje na Garageband i mam utwory dosłownie zmiksowane i zmasterowane z jego użyciem. Z drugiej strony nie chodzi o to jaki sprzęt posiadasz, ale jak go używasz. To tak jak w łóżku. Nie wierze w to, ze musisz mieć tonę zabawek, żeby coś z tego wyszło, mimo ze fajnie jest je mieć. Moje gitary dają potężne brzmienie! A wiesz przez co? Dobre ustawienia wzmacniacza, kompresora, stomp boxes, ustawienia warstw i czasu! Używam gównianej, nie markowej gitary, która wydaje wspaniale tony. Musze to powiedzieć do wszystkich tych, którzy uważają, ze jak wydadzą 10 000 dolarów na zestaw gitarowy, to staną się rozchwytywanymi gitarzystami. Mylicie się. Oczywiście stare powiedzenie „Śmiecia dasz, śmiecia dostaniesz” jest prawdziwe. Wiec jeśli jesteś przy kasie, to przede wszystkim szukaj dobrych tonów. Jeśli mowie, ze nie potrzebujesz najlepszego sprzętu, to oznacza, ze naprawdę potrzebujesz dobrego tonu!
Byłem wielkim fanem Logica, do czasu, aż E-magic przestał być jego właścicielem. Nadal w niego wierze, chociaż stal się już mniej intuicyjny a bit counter intuitive now (podobnie jak w przypadku innych produktów, które maja za dużo bajerów). Tak wiec, teraz jestem zaangażowany w Motu's Digital Performer. Jak dotąd nie zawiódł, ale może trochę wprowadzać uczucie chaosu. a bit confusing also but bearable. Propellerheads Reason jest ciągle na moim kompie, i jak mam być szczery, to czuje się winny, kiedy mam komponować cały kawałek w tym programie i musze go eksportować mix aby później podłożyć wokal. Używam wielu V-Synths dla wzbogacenia dźwięku chociaż bardzo chciałbym mieć prawdziwy Moog Voyager, no ale robię co mogę.
Brian Backlash: Twój udział w współtworzeniu Slick Idiot trwał dosyć krotko ze względu na różnice z Guenterem Schulzem. Czy to jest coś, dzięki czemu musisz pracować samotnie, czy po prostu lubisz tak pracować?
Wiesz, Guenter nie był głównym powodem na taki stan rzeczy, ale był jednym z powodów. Cóż mogę powiedzieć... Szanuje Nicka [En Escha] i chciałbym być bardziej dopuszczany w planowanie strategii sukcesu dla Slick Idiot. Może i droga sukcesu dla tego zespołu była możliwa, ale czułem, ze nie byłem w stanie decydować tylko w pewnym procencie, kiedy wszystkie moje pomysły były od razu odrzucane. Pomysły te były później stosowane przez naszego managera, ale nigdy nie były mi przypisywane w pierwszej kolejności. W pewnym momencie Guenter uczciwie przyznał, ze ma wrażenie jakbym chciał przejąć dowodzenie nad SI i porównał mnie do Sasha K. Po pierwsze nie jestem Sascha, a jeśli moje zaangażowanie, wychodzenie z inicjatywa i doprowadzanie wszystkiego do skutku jest niewłaściwe to „przyjmijcie moje przeprosiny”. To co jest istotne, to to, ze nic tam nikogo nie obchodzi! Jeśli dajesz fanom, to co chcą i ustanawiasz trendy, to jesteś w tej grze do przodu. Nie możesz żyć przeszłością. Musisz się adoptować do nowej rzeczywistości, a już szczególnie, kiedy masz zaczynać znowu od początku. Nie jesteś już w KMFDM... Koncertują po Stanach i Europie, całkiem często. Może mniej narzekaj na to, dlaczego ty nie jeździsz z nimi, i spędzaj więcej czasu na planowaniu (ale z sercem), wtedy miłość cię sama dopadnie. W jakiś sposób kojarzy mi się Cube Gooding’a Jr. w filmie "Jerry Maguire." Czasami porażka jest czymś, z czym nie można sobie poradzić, dlatego odszedłem... denial
Postanowiłem stworzyć solowy projekt, ponieważ już grałem w wielu kapelach z wieloma ludźmi. Grałem parę lat temu w Absinthee, zespole Gordon’a Raphael’a (producenta The Strokes) i wszyscy byli everyone was touchy about everything, a to co chciałem robić, to grac tylko na basie. Zawsze uważałam, ze jeśli coś stworze to to ... i potem okaże się, ze to ja byłem winny. and it flops it's my fault. Ludzie są mile widziani w rozwój zespołu, ale nauczyłem się już w życiu, ze większość muzyków już ogłupiała z powodu „ Napisałem ten kawałek.. napisałem tamten kawałek...” albo „Chce komponować a ty jesteś nazistowskim dziwakiem. To co mogę poradzić, to to, żebyś w takim momencie postarał się założyć swoja własną kapele. Dołączę później do ciebie i będę wkurwiał, bo będę grał na bębnach tak jak mi się podoba, ponieważ tak to sobie skomponowałem, och spierdalaj... Chętnie przyjmuje wszelkie porady i ulepszenia ale jeśli tylko mnie do czegoś zmusisz, to możesz pakować manatki! To wszystko dotyczy utworu i co najlepsze, prawie nikt tego nie rozumie. To tak, jak gdyby wszyscy byli na planie hollywoodzkiego filmu i każdy chciałby być reżyserem.
NINa: Utwór "Stupid Girl" dosyć mocno utkwił mi w głowie, słuchałam go przez dwie godziny bez przerwy. Jesteś perkusista, czy zaczynasz tworzenie nowego utworu od bębnów?
O, dziękuję! Dwie godziny? To musiało rozwścieczyć twoich sąsiadów! A wiesz, ze oryginał napisał zespół COLD? HA HA HA myślałem, ze go spieprzyłem, ale nigdy nie usłyszałem o nim nic negatywnego, wiec go promuje. Tez mi się podoba. Jest całkiem fajny i nastrojowy. W zasadzie, kiedy Cleopatra zgodziła się, żebym wykonał ten utwór na potrzeby płyty Tribute to, otrzymałem maila od managera COLD. Jeszcze nie zacząłem nagrywać, a już dostałem informacje wyrażającą zdziwienie ze strony zespołu. Zapłacono mi ale ten utwór nigdy nie został zamieszczony na żadnej płycie, poza playerem na Myspace. Domyśl się dlaczego. Nie utrzymuje kontaktu z ludźmi z COLD, ani tez oni nigdy nie zadzwonili do mnie, wiec jak to się mówi, brak wiadomości to dobra wiadomość. Tak wiec, odpowiadając na twoje pytanie, owszem, czasami zaczynam kawałek od partii bębnów. Często jest tak, ze słyszę już cały ten kawałek, ale podkręcam w studio i zaczynam od początku; ale pomyśl ucieka i nigdy efekt końcowy nie brzmi tak samo, jak miałem go w głowie. To jest frustrujące! Z kolei innym razem wszystko ze mnie wypływa jakbym tym rzygał, a każda kolejna przerwa jest niczym następna napływająca fala pomysłów. Jestem pewien, ze inni twórcy zgodzą się ze mną w tej kwestii, może nie akurat na temat wymiotowania ale co do samego konceptu hehe. Często dobre pomysły przychodzą pod prysznicem... najgorszym miejscem dla pojawienia się artystycznej muzy...
Brian Backlash: Czy doświadczenie wyniesione z promowania niezależnych artystów dla wytworni TVT odbiło się korzystnie dla twojego projektu?
Wiem jak to wszystko działa i nawet tego nie próbujcie! Jakkolwiek, tak, miało to znaczenie dla mojego projektu. To nie jest wiedza o rakietach.
Brian Backlash: Pracowałeś dla nowojorskiego oddziału wytworni płytowej TVT i to doświadczenie na pewno wzbogaciło twoja wiedze na temat tego biznesu. Czym się tam zajmowałeś i co uważasz za szczególny czynnik rujnujący marketingowy aspekt muzyki?
Hmmm.. no nie wiem. Jeśli na prawdę chcesz to traktować poważnie, to możesz się obejść bez wytworni. Oczywiście na pewno znajda się tez tacy, którzy udowodnią, ze nie mam racji, ale zdecydowana większość weszła w to nawet tego nie chcąc i musi się zmierzyć z amerykańskim przemysłem muzycznym. Jest wiele powodów, dla których polityka wytworni płytowych jest na prawdę źle zorganizowana, ale to jest wpisane w życie i już. Bywały czasy, ze doprowadzało mnie to do wściekłości i chciałem to zmienić, ale jako jednostka nie byłem w stanie. Nie możesz wygrywać każdej walki. Czasem jest bardzo źle, ale potem wszystko obraca się na dobre. Dobro ze złem. Pracowałem jako przedstawiciel handlowy. Mam na koncie sporo sprzedaży detalicznych. Pokazywałem się tez na koncertach by sprawdzić, czy dany artysta dobrze sobie radzi i sprzedaje swoje produkty (CD, plakaty, czy dochodzi do spotkań DJow radiowych z zespołem itp.) To co spowodowało, ze skończyłem z tym zajęciem był brak radości z wykonywania obowiązków. Za dużo sztywniaków i biznesmanow. Sam zacząłem się zamieniać w jednego z nich. Zapijaczony i nieprzyjemny. Biłem się nawet z kilkoma wokalistami (nie będę wymieniał nazwisk) w imię niejasnych interesów firmy, z którymi nie miałem za dużo wspólnego, ale z racji tego, ze byłem jej przedstawicielem, wiec byłem odbierany jako ten zły. W skrócie – zmęczyło mnie bycie wymówką dla źle przygotowanych koncertów. Te kłopoty się już skończyły, ale jakoś dalej w tym siedzę.
NINa: Przejdźmy do Charliego Clousera. Mam wiele szacunku dla jego solowych dokonań. Czy to prawda, ze rozmawialiście na temat twojego przyłączenia się do Nine Inch Nails?
Tak.
NINa: Czy on był osoba odpowiedzialna za podejmowanie końcowych decyzji związanych z przyjmowaniem nowych muzyków do zespołu?
Tego akurat nie wiem... Hmmm, wydaje mi się, ze jednak Reznor miał więcej do powiedzenia w tej kwestii. To jego świat. Oczywiście Charlie miał możliwość komentowania/doradzania w sprawach nowych członków zespołu, a także mnie, ale wiem, ze brany był pod uwagę także udział Danny’ego (Lohnera) w tworzeniu nowego składu NIN. Miałem szansę, ale ja straciłem. Mowie ci, to było dopiero doświadczenie! Kończyłem właśnie 21 lat i byłem w nowo-orleanskim królestwie Trenta Reznora! Spotkanie z nim było całkiem fajne, jest bardzo miły i rozmawialiśmy o posiadaniu psa. Nie za bardzo wiedziałem, co mam mówić, bo przyszedłem tam pokazać się jako profesjonalista, a nie nawiedzony fan. Starałem się znaleźć jakiś temat niezwiązany z muzyka. Na początku nawet go nie rozpoznałem, kiedy przywitał mnie w przejściu do jego studia w Nowym Orleanie. Oficjalnie spotkaliśmy się w chwile później, kiedy Charlie powiedział „To jest Trent”, który miał na sobie koszulkę z logiem Doom’a i krótkie bojówki. Coś, czego się po nim nie spodziewałem. To wszystko wydaje mi się snem po dziś dzien. W końcu znalazłem się z Rickiem Nealsonem i załogą Cheap Trick w barze obok lotniska. Nadal mam zdjęcia z tego spotkania, mowie wam, co za urodziny!
Brian Backlash: Aktualnie szukasz perkusisty na potrzeby koncertów. Gdzie zamierzacie grac?
Plany są takie, ze mamy zamiar ruszyć w trasę na parę koncertów. Takich dobrych koncertów, z przyjaciółmi. Mam zamiar zagrać w kilku stanach gdzie albo ja będę otwierał koncerty albo zaprzyjaźnione z nami zespoły, to bez znaczenia. Chciałbym tez wziąć udział w konferencjach i festiwalach, jeśli organizatorzy wezmą mnie pod uwagę. Wiem, ze nie jestem bardzo znany ani nawet dosyć znany, wiec musze patrzeć na to realnie, ale na prawdę chciałbym zagrać zajebista koncert! Mam nadzieje, ze zespół z którym gram pomoże mi osiągnąć ten cel.
Brian Backlash: Byłeś koncertowym perkusista dla zespołu Slick Idiot, i prawie zostałeś bębniarzem NIN. W dodatku występowałeś tez parę razy na koncertach z zespołem Chemlab i zrobiłeś dla nich remix. Chemlab szuka koncertowego perkusisty, masz zamiar się zgłosić?
Jakiś czas temu rozmawiałem z Jaredem. Jeśli jest zainteresowany, to ja tez. Uwielbiam Chemlab! Byłoby fajnie. Chociaż teraz tez sobie dobrze radzą. Regan robi dobra robotę. Nadal mam zamiar dać mu to wideo, które nakręciłem w Nowym Jorku, jestem pewien, ze to teraz ważne.
Dlaczego wytwórnia Invisible Records nie włączyła twojego remiksu na płytę Rock Whore vs Dance Floor – ostatniego jak dotąd remiksowego albumu Chemlab?
Heh... No tego nie wiem. Mam pewne podejrzenia, ale to wszystko, co mogę powiedzieć. Zrobiłem dwie wersje remiksu – jedna z Nickiem (En Eschem), a druga sam. Obie zostały zaakceptowane, wiec istnieją. Wiem, ze zarówno Jaredowi jak i FJ’owi podobały się obie wersje, ale to wszystko, co wiem. Powiedziano mi, ze nie ma z tym wielkiego problemu. Było dużo utworów, dużo chętnych, za mało miejsca na CD i brak kasy na dwupłytowy album. Czy w ogóle jakiś zespół ma dwupłytowy album z samymi remiksami?
Brian Backlash: W młodym wieku przeprowadziłeś się do Nashville w stanie Tennesee i grałeś tam z różnymi rockowymi kapelami. Jakie to miało dla ciebie znaczenie i twój wyjazd do Baltimore, który doprowadził cię do pracy nad muzyka z gruntu industrialna?
Tak, od tego czasu pobytu w Nashvegas minęło sporo lat. Ty to nazwałeś, a ja prawdopodobnie miałem w tym udział. Bardzo starałem się zaistnieć na tamtejszej scenie muzycznej, ale będąc tak młodym miałem raczej małe szansę. To był tez czas, kiedy mogłem zagrać w barze dostępnym dla ludzi powyżej 21 r.z. ale właściciel spanikował, kiedy dowiedział się, ze w tej metalowej kapeli gra na perkusji 15 latek, a on przecież sprzedawał alkohol w swoim przybytku. Ech, to były czasy... Teraz każdy jest super-spanikowany. Teraz już nie chodzi o to, ze jesteś pijącym nastolatkiem, ale o to, ze możesz być terrorysta. Powodem, dla którego wyniosłem się do Baltimore było wypalenie. Musiałem sprawdzić co ma do zaoferowania południe. Nie ma tam jakiejś nieopłacalnej pracy, rasistów, potrzeby wiarygodnych środków transportu czy jakiegoś innego zagrożenia. Baltimore przydało mi się, żebym sprawdził czy jestem wstanie zacząć od nowa działać w tym biznesie, wiesz, tak z czystym umysłem. Znasz ot uczucie prawda? Chciałem zrobić coś więcej po swojemu. Zawsze czułem, ze moje korzenie tkwią z muzyce rockowej, ale podobała mi się tez muza z lat 80-tych, ta ambitna elektronika, wiec industrial był doskonałym rozwiązaniem. Masz wtedy do dyspozycji zarówno gniew jak i kremowa gładkość syntetycznego brzmienia.
NINa: O czym jest film "Trapped in the Closet"?
To jest raczej zaskakujący materiał napisany i wyprodukowany przez R. Kelly’ego. Pracuje w firmie, która zajmuje się edycja i obróbką dźwięku do filmu. Historia, która napisał R. Kelly jest tak prześmiewcza, jak tylko może być i opowiada o naturze człowieka. Może się wymądrzam, ale musze powiedzieć, ze motyw przewodni tego filmu to: „życie jest szalone, pewne rzeczy się przydarzają, ale musisz z tym żyć.” Pomyśl, ze żyjesz i musisz się liczyć z upadkami, albo próbować je ominąć. To podstawa rozwoju. A może raczej DVD nad którym pracowałem...
Isol8ed na Myspace
Fotografie pochodz± ze zbiorów Isol8ed, wszelkie prawa zastrze¿one © by Isol8ed.